Śpiewał ropusze te słowa skrzydlate:
"Och jakaż piękna, jaka główka ładna,
Dorównać urodzie nie może żadna!
Tyś mój ideał, płaziku uroczy,
Chciałbym całą wieczność patrzeć w te oczy!"
Ropucha przyjęła te oświadczyny
O stworzeniu nawet myśli rodziny.
Więc szpaka do swego zaprasza gniazda
I wpierw sielanka, ale wnet ta gwiazda
Szczęśliwa, co z początku zawsze świeci,
Świecić przestała, ropucha w mrok leci
Rozpaczy, bo szpak chociaż wpierw szarmancki,
Nagle się staje, rzekłbyś, arogancki.
Coraz rzadziej widuje się z ropuchą,
Woli gitarę. Lub kiełbasę suchą
Obalić w karmniku z wróblem, gołębiem.
(Wróbel gra na basie, gołąb na bębnie).
Ropucha choć pierw bardzo smutną była
Prędko do swego uśmiechu wróciła
Wnet zrozumiawszy, że płaz - tylko z płazem.
I się za żadnym, nawet Lwa rozkazem,
Z ptakiem nie zejdzie, choćby najpiękniejszym.
I taki jest morał z tych powyższych wierszy
Że choćby nie wiem co się Tobie stało,
Wszyściutkie je pierdol: gołębie i szpaki,
Bo choć bywa że tęgie z nich jebaki,
To straszne chuje, chuje jakich mało.